środa, 8 lutego 2012

Licealista i małolata


Licealista i małolata

Tego dnia nieprzytomny żar lał się z nieba, dlatego już od przedpołudnia oddawałam się błogiemu lenistwu na piaszczystej, nadwilżańskiej plaży.
Piasek był tak nagrzany słońcem, że dłużej nie dało się leżeć. Szukając ochłody, weszłam do wody. Na brzegu chlapało się kilkoro dzieciaków.
Nieopodal matki, jak troskliwe kwoki, pilnowały bezpieczeństwa swoich pociech.  Te zaś darły się wniebogłosy i jak szalone biegały w płytkiej wodzie, wznosząc przy tym kaskady orzeźwiających kropelek.
Niespecjalnie mi to przeszkadzało. Zanurzona po szyję z przyjemnością zaczęłam pływać, szlifując przy okazji mój ulubiony styl pływacki, żabkę.
W pewnej chwili duża, biało-czarna piłka wylądowała tuż przed moim nosem, a w ślad za nią moich uszu dobiegł donośny głos:
-       Te, mała mogłabyś podać?
Stanęłam i ledwie dotykając dna rozejrzałam się dookoła. Kilkanaście metrów ode mnie stał, zanurzony po pas w wodzie wysoki, pięknie opalony, chłopak. „To pewnie ten ważniak tak się drze. Zaraz rzucę mu tę cholerną piłkę”- pomyślałam. Zła, że przerwał mi pływanie, ale przede wszystkim dlatego, że nazwał mnie małą, z całej siły rzuciłam piłkę w jego stronę.
-       Tylko nie mała – krzyknęłam i znów zaczęłam płynąć. Zdążyłam przepłynąć kilka metrów, kiedy tuż przede mną wyskoczył spod wody ten sam dryblas. Woda sięgała mu do piersi. Stał i wgapiał się we mnie, obserwując moją, wystającą nad powierzchnię głowę.
-       Przepraszam cię. Myślałem, że to jeden z tych bachorów. Jeszcze raz przepraszam. Michał jestem, a ty? – Mówił wolno, z rozmysłem cały czas bacznie mi się przypatrując. W jego spojrzeniu były takie wesołe ogniki, jednak czułam, że jego słowa są szczere.
-       Nie ma sprawy. Jestem Aśka – odpowiedziałam i nagle zaczęłam myśleć: „Jest całkiem fajny. Ciekawe jak długo będziemy tak stać w tej wodzie?”
Chyba zgadł o czym myślę, bo uśmiechnął się:
-       Może pogadamy w bardziej suchym miejscu? Co myślisz o cieplutkim piasku? – Michał od razu skierował się ku brzegowi.
-       Jasne! – Zaszczebiotałam jak ptaszek i od razu skarciłam się w myśli:
-       „ Co ty wyprawiasz idiotko? Kolo pewnie specjalnie walnął cię piłką, a ty? No tak, musze przyznać, że połechtał moje EGO tą swoją gadką, ale niech nie myśli, że wystarczy „przepraszam”, a ja natychmiast będę na jego rozkazy”
Tymczasem chłopak był już na piasku i patrzył jak wyłaniam się z wody, brnąc w jego stronę, niczym rusałka albo inna nimfa. Taksował mnie spojrzeniem tak, iż czułam się jak kurczak macany przez sekserkę.
Nie miałam się czego wstydzić. W nowym bikini, z lekka już opalona, wyglądałam naprawdę nieźle. Usiedliśmy na kocu. Milczeliśmy. Teraz ja, wycierając mokre włosy, ukradkiem mu się przypatrywałam. Ten brunet, reprezentujący typ urody południowca, z pewnością podobał się dziewczynom. Na pewno otacza go cały wianuszek. „ Nie rób sobie nadziei” – pomyślałam.
-       Joasiu! Czy mogę tak się do ciebie zwracać?- Zagaił rozmowę.
-       Skąd się tu wzięłaś? Jesteś pierwszy raz w tych stronach?
-       No co ty! Przychodzę w to miejsce każdego lata – zaśmiałam się.
-       Tu, w ubiegłe wakacje, nauczyłam się pływać. I nawet ciebie widziałam kilka razy. Ciągle prowadzałeś się z dziewczynami i pewnie dlatego nie zauważyłeś takiej małolaty jak ja.
-       Chcesz powiedzieć, nastolatki! – Odpowiedział szybko i dodał:
-   Do której klasy zdałaś?... Bo ja do drugiej licealnej.
-       Skończyłam pierwszą klasę gimnazjum, w Warszawie. A ty, gdzie chodzisz do szkoły? – Zapytałam.
-       Liceum Ogólnokształcące w Otwocku, ale dość już o szkole. Przecież są wakacje! Co robimy z tak pięknie rozpoczętym popołudniem?- Zwięźle odparł chłopak.
-       Muszę wracać na obiad. – Powiedziałam z namysłem – A potem, chyba znów przyjdę popływać?
Wydawało się, że Michał nie usłyszał mojej odpowiedzi. Wstał, rozejrzał się dookoła i kopnął grudkę mokrego piasku. Wreszcie po długiej chwili odezwał się:
-       Mam lepszą propozycję! Odwiozę cię teraz do domu, a o 1800 pojedziemy razem do Wilgi na dyskotekę. Co ty na to?
-       No nie wiem! Właściwie wcale się nie znamy. Nie sądzę, żeby rodzice puścili mnie na disco z obcym chłopcem – mówiąc te słowa, marzyłam:
„ A może mama się zgodzi? Obiło mi się o uszy, że tata chyba zna jego rodziców”.
Jakby w odpowiedzi na moje myśli Michał rzekł:
-       Mam nadzieję, że się zgodzą! Kojarzę, że twój tata zna moich starych. No to jak będzie?
-       Zobaczymy  wieczorem, a teraz już muszę iść – rozmawiając z Michałem zbierałam swoje rzeczy i strzepywałam piasek.
Pojechaliśmy motorynką. Tata nie wrócił jeszcze z pracy, ale mama, na dźwięk motoru, wyszła na taras. Zobaczywszy mnie z Michałem, nie omieszkała zapytać, z właściwym sobie poczuciem humoru:
-       A cóż to za książę przywiózł moją królewnę na tym ryczącym rumaku? Michał speszył się, ale trwało to mgnienie oka. Już za moment, uśmiechnął się zniewalająco i powiedział:
-       Jestem Michał, Bogucki Michał. Moi rodzice znają pani męża, a wydaje mi się, że i pani zna moją mamę. Próbuję namówić Joasię na dyskotekę w Wildze. Zamierzam przyjechać po nią o 1800. Chyba nie ma pani nic przeciwko temu?
-       Hola, młody człowieku! Tak zaraz, z marszu? – Zaoponowała mama.
-       Niedługo tata Asi wróci z pracy i wspólnie podejmiemy decyzję. Jednak, cokolwiek postanowimy, Aśka musi być z powrotem w domu przed 2200. Mama była stanowcza.
-       Ma się rozumieć! Ja też nie mogę wracać później niż o dziesiątej wieczorem, a jutro rano jadę z tatą na giełdę towarową sprzedać czereśnie – Michał był widocznie pewny naszej wspólnej wyprawy do Wilgi.
A ja? Czy mnie ktokolwiek spytał o zdanie? To prawda, że koleś jest odlotowy i Patkę pewnie zamuruje jak jej wszystko opowiem, ale z czystej kurtuazji mogliby zauważyć, że ja też tu jestem. Nic takiego się nie stało. Mama powiedziała mu, że tata zadzwoni do jego rodziców i prawdopodobnie po tej, jej zdaniem ważnej rozmowie, będzie mógł po mnie przyjechać. Michał głośno powiedział mamie „ do widzenia”, a do mnie szeptem:
-       Będę  punktualnie o szóstej – po czym zapalił motor i pojechał. Stałam przy furtce i patrzyłam w ślad za nim.
Kiedy przyjechał tata, zjedliśmy obiad i mama zaczęła opowiadać mu, że jego ukochana córeczka ( czyli ja ) chyba ma fajnego kolegę. Tata roześmiał się:
-       Oczywiście! Znam Michała. To wartościowy chłopak. Pomaga ojcu w gospodarstwie i uczy się świetnie. Niech jadą na zabawę. Joaśka pozna nowych kolegów, bo wydaje mi się, że trochę się tu nudzi.
O szóstej Michał zameldował się przy bramie. Zamienił kilka słów z tatą         i pojechaliśmy. To była wspaniała dyskoteka. Poznałam kilku kolegów Michała i dwie fajne dziewczyny, które mieszkały w jego sąsiedztwie. Bawiliśmy się rewelacyjnie. Chłopcy, na wyścigi, prosili nas do tańca. Nie tak jak moi klasowi koledzy, którzy potrafią tylko podpierać ściany, albo wygłupiać się jak małe dzieci. W towarzystwie Michała czułam się cudownie. On opiekował się mną i spełniał wszystkie moje zachcianki. Wszyscy myśleli, że jesteśmy parą, a ten wariat wcale nie wyprowadzał ich z błędu. „Oh, Mon Dieu! Gdyby to była prawda – pomyślałam. Michał jest taki... Taki...No sama nie wiem, po prostu wyjątkowy. Ciągle się uśmiecha i widać, że jest lubiany.”
-       Joasiu, za kwadrans musimy wracać! Zrobiło się późno.- Słowa Michała wyrwały mnie z zamyślenia.
-       A co ty taki opiekuńczy jesteś? – Odezwała się we mnie buntownicza natura.
-       Przecież obiecałem twojej mamie- odpowiedział przekornie – jesteś praaawie dorosła, ale...Słowo się rzekło...
Tuż przed 2200 staliśmy już pod moim domem. Była ciepła, lipcowa noc i nas dwoje.
-       Jutro zabiorę cię na dziką plażę – powiedział Michał. Nad rzeką są urokliwe miejsca, które koniecznie musisz zobaczyć. Przyjadę po ciebie koło południa, a teraz naprawdę muszę już wracać do domu.
To powiedziawszy musnął wargami mój policzek, wsiadł na motor i odjechał. A ja, stałam jak oniemiała i chłonąc zapach tej niezwykłej nocy myślałam:
„ Czy to jest miłość, czy to jest kochanie...?”


Wilga
czerwiec 2005        


Brak komentarzy: