Eliksir
miłości
Na królewskim dworze gwarno i wesoło było już od
rana. Na coroczny turniej zjechali hrabiowie i książęta najznamienitszych
rodów. Oto bowiem dobry król Borzysław, królewskim orędziem, ogłosił wszem i
wobec, że rękę jedynej córki swojej, pięknej Kunegundy, odda temu z rycerzy,
który zwycięzcą turnieju zostanie. Największym bowiem zmartwieniem króla była
niechęć Kunegundy do zamążpójścia. Wychowana bez matki królewna wyrosła na
pannę kapryśną i zarozumiałą. Na ciągłe pytania zatroskanego ojca, kiedy stan
panieński porzuci, odpowiadała ze śmiechem, że: „ Jeszcze się taki nie
narodził, który by Kundzi dogodził”. Tak więc, miał król nadzieję, że podczas
jutrzejszego turnieju, któryś z zawodników rozkocha w sobie jego jedynaczkę.
Wśród przybyłych był piękny i mocarny Radomysł,
któremu chwalebne czyny i zwycięstwa w bojach przysporzyły sławy wykraczającej
daleko poza granice królestwa. Prosty lud zaś, lękliwie szeptał, że młodzian
chyba z diabłem pakt zawarł, bowiem ani miecz, ani strzała, ani nawet kły
drapieżnego zwierza krzywdy żadnej zadać mu nie mogły. Młody rycerz przybył na
dwór po to przede wszystkiem, iżby fumy i dąsy z królewskiej córy przegonić.
Na koniec trzeciego dnia turnieju trębacze, na
wszystkich zamkowych wieżycach, gromko obwieścili zwycięstwo Radomysła. Radość
była powszechna. Cieszyli się król, dworzanie i pospólstwo, i tylko królewska
córka siedziała obok ojca z twarzą chmurną i nieprzeniknioną.
Zwycięzca podszedł do króla,
przyklęknął i odezwał się w te słowa:
-
Mój Panie! Wielki to
honor i zaszczyt dla mnie, że w rycerskich zawodach udział brać mogłem i palmę
pierwszeństwa zdobyłem, ale nagrody wyznaczonej dozwól mi nie odbierać.
Król Borzysław uszom własnym
uwierzyć nie mógł.
-
Jakże to młodzieńcze! –
Wykrzyknął ze zdumieniem. Azaliż córka moja jedyna nie podoba ci się? Za
małżonkę pojąć jej nie chcesz?
-
Aliści, Królu – odparł
młody rycerz. Piękna jest Kunegunda, ale
gdzież ja bym z taką sekutnicą dalszy swój żywot przepędzić miał. Wolę za
dzikim zwierzem po kniei chadzać, niż wiecznych dąsów i kaprysów przyszłej
połowicy wysłuchiwać.
-
Ojcowską wolę wypełnić
musisz – ozwała się z nagła Kunegunda. Inaczej zginiesz pod katowskim toporem
Uśmiechnął się tajemniczo Radomysł,
zamyślił na oka mgnienie i rzekł:
-
Ha! Jeśli taka wola i
królewska i niebieska, niechaj zatem tak się stanie, a kapryśna Kunegunda
niechaj żoną mą zostanie.
W krótki czas wyprawiono huczne
wesele, a potem sam monarcha młodych do komnaty małżeńskiej odprowadził.
Królewna poczyniła staranne przygotowania do nocy poślubnej. Poprzedniego
wieczora pobiegła do swojej starej niani, którą wszyscy czarownicą zwali, dla
jej umiejętności odczyniania złych uroków. Długo prosiła niańkę o sporządzenie
śmiertelnego eliksiru dla swojego małżonka. Umyśliła sobie bowiem, chytra
pannica, że poślubna noc będzie zarazem ostatnią nocą życia dla jej młodego
męża. Stara wzbraniała się rękę, do tak
okrutnej zbrodni przyłożyć, ale w końcu naparzywszy ziela wszelakiego, napar we
flakonik wlała i dała Kunegundzie ze słowami:
-
Pamiętajże dzieweczko!
Kiedy już do małżeńskiego łoża sposobić się będziecie, każ przygotować puchar z
mocnym winem i ukradkiem zawartość flakonu do naczynia nalej. Ażeby zaś,
podejrzeń jakowych Radomysł nie nabrał, dla siebie takoż wino przygotuj i razem
z mężem toast wypełnij. Jednako bacz królewno, iżby kielichów nie pomieniać, a
rankiem gdy oczęta rozewrzesz nie mąż, ale zimny trup w twym łożu spoczywać
będzie.
Ukryła
Kunegunda truciznę w fałdach szaty i w małżeńskiej komnacie, sposobnej chwili
doczekawszy, do mężowskiego pucharu eliksir wlała.
Jednakoż
Radomysł o potajemnych konszachtach żony dobrze wiedział i tak ją po kilkakroć
obrócił, że nie wiedząc wcale, królewna zatrute wino wypiła.
Rankiem
gdy poranne zorze jasną smugą na twarze śpiących się kładły, małżonkowie
obudzili się w tej samej chwili. Wielce zadziwiona była Kunegunda, że nie
trupa, ale pięknego rycerza ma u boku swego. Niemożebnie zdziwiona była jednak
tym, że oto zakochana jest do szaleństwa w Radomyśle i nie pojmuje jak to się
mogło stać. Radomysł także zadziwił się, ale przemianą jaka zaszła w tej
samolubnej i złośliwej dziewce, która przemieniła się w dobrą, kochającą i
posłuszną żonę księcia. Wiedział przecież, że tajemniczy napój to nie była
trucizna, ale eliksir miłości. Nie spodziewał się jednak, że królewska córka,
którą od dawna kochał, zostanie tak wspaniałą żoną i czułą kochanką. A wszystko
dzięki
starej mądrej białogłowie, która tym samym przyczyniła się do rozkwitu
królewskiego rodu Borzysława, albowiem Radomysł i Kunegunda doczekali się
gromadki potomstwa.
Warszawa
marzec
2004
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz